… te najpiękniejsze i najbardziej rodzinne – Święta Bożego Narodzenia. Ja osobiście bardzo lubię całą tę przedświąteczną atmosferę, kiedy tak wiele jest do zrobienia, przygotowania i zorganizowania, żeby 24 Grudnia zasiąść do uroczystej rodzinnej kolacji wigilijnej.
Wyznaję zasadę, że im więcej czasu, pracy i energii wydatkuję przed Świętami, tym pełniej przeżyję Święta. Szczególnie ważny jest dla mnie Adwent, czyli czas refleksji, wyciszenia i duchowego przygotowania do Świąt. Adwent to także czas rezygnacji z jakiejś „przyjemności-słabości”, dla mnie są to słodycze.

Dziś potrafię też pełniej docenić i wyróżnić dzień świąteczny od dnia powszedniego. Dzięki temu mogę świadomie przeżywać moje życie, celebrować ważne momenty, dokonywać właściwych wyborów i cieszyć się tym, co naprawdę jest dla mnie ważne. Wbrew pozorom nie jest to takie proste, gdy na naszej życiowej drodze staje tak wiele toksycznych osób, potykaczy i pułapek.
Patrząc z innej strony, wiele osób traktuje Święta Bożego Narodzenia jedynie jako dodatkowy czas wolny od pracy i podchodzi do nich czysto komercyjnie. Oczywiście każdy ma prawo do przeżywania Świąt według własnego scenariusza, ale jeśli będziemy pielęgnować tylko ich materialny wymiar, zupełnie pomijając duchowy i emocjonalny charakter – to jesteśmy na najlepszej drodze do intelektualnego zacofania. Skoro już świętujemy, to warto poznać genezę tych Świąt, czyli dowiedzieć się co jest istotą tych Świąt czy skąd ta tradycja się wywodzi. Warto też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy te Święta rozwijają nasz: umysł, charakter, zachowania i postawy. Nie każdy musi podchodzić do Świąt Bożego Narodzenia w aspekcie religijnym, ale byłoby dobrze spojrzeć na nie przez pryzmat swojego środowiska i otoczenia. Każdy z nas jest częścią jakiejś rodziny i społeczności, którym powinniśmy zaoferować – coś więcej – od siebie. Dziś tak wiele osób jest życiowo pogubionych, a nawet przeżywa poważne załamania czy depresje, na co szuka remedium u psychologa lub psychiatry. Uśmiech, kilka życzliwych słów, podanie pomocnej dłoni w potrzebie – to jest najprostsza i najlepsza terapia, którą bliskiej osobie może bezpłatnie zaoferować każdy z nas. Trzeba tylko chcieć, a w okresie Świąt – jesteśmy bardziej skłonni do takich gestów, które powinny pozostać na dłużej. Pierwszym miejscem gdzie każdy powinien czuć się dobrze, nie tylko w Święta, jest dom i najbliższa rodzina.
Pomarańcze tylko na Święta
W moim rodzinnym domu główną bohaterką Świąt Bożego Narodzenia – była moja mama Janinka. Nie wiem jak ona to robiła, ale w dzień Wigilii potrafiła przygotować: barszcz z uszkami – prawdziwymi, grzybowymi uszkami, pierogi z kapustą i grzybami, gołąbki z farszem ze startych ziemniaków, smażonego karpia, sałatkę jarzynową i kompot z suszu. Do dziś pamiętam smak tamtych potraw, a moją wybitnie ulubioną był barszcz z uszkami, który jadaliśmy tylko raz w roku. Te wszystkie wigilijne potrawy Janinka przygotowywała własnoręcznie i sama. Mogę porównać ją do Wonder Women, bo dziś takich superbohaterek jak moja mama, można szukać ze świecą. Inną świąteczną ekwilibrystyką, jaką potrafiła wykonać Janinka był zakup takich świątecznych przysmaków jak pomarańcze i szynka. Kiedyś zastanawiałam się dlaczego mam największą ochotę na pomarańcze właśnie w okresie Świąt Bożego Narodzenia. W podświadomości zostało mi to z czasów dzieciństwa, kiedy pomarańcze można było kupić tylko przed Świętami, a i tak trzeba było za nimi postać w długiej kolejce. Czasami udawało się kupić tylko zielone pomarańcze kubańskie, którym było daleko do tych prawdziwych słodkich i pomarańczowych. Ale jak się nie miało wyboru, to nawet te kubańskie musiały smakować. Podobnie było z szynką, która była świątecznym rarytasem. Dziś trudno w to uwierzyć, ale tak było.

Patrząc z perspektywy czasu, powiem nieco przekornie, że cieszę się, że nie jadaliśmy codziennie samych smakołyków i frykasów, które dziś są na wyciągnięcie ręki, bo dzięki temu zjedzenie ich na Wigilię było nadzwyczajnym przeżyciem kulinarnym i prawdziwym świętem dla naszych kubków smakowych.
Im moja mama stawała się starsza, tym bardziej, moja siostra Basia i ja włączałyśmy się w pomoc w przygotowanie potraw wigilijnych żeby ostatecznie przejąć pałeczkę. Przy czym, my te prace kuchenne dzielimy na etapy i korzystamy z dobrodziejstwa zamrażarki. Ale staramy się, żeby to były potrawy zrobione przez nas własnoręcznie – a nie kupione. Dziś przygotowujemy do 6 potraw i w takiej ilości, żeby je zjeść z apetytem, ale też żeby się nie przejadać.
Święta inne niż wszystkie
Nasze rodzinne Święta Bożego Narodzenia z czasem zaczęły się zmieniać. Najpełniej i najbardziej świadomie przeżywałyśmy je z moją siostrą Basią, gdy z czasem, choroba Alzheimera zaczęła się u naszej mamy Janinki pogłębiać. Z roku na rok Janinka coraz mniej pamiętała, ale my robiłyśmy wszystko, żeby jej przypomnieć chociaż cząstkę tego, co było dla niej ważne i w czym aktywnie uczestniczyła w okresie Świąt Bożego Narodzenia.
Obecność Janinki w przedświątecznych pracach kuchennych zawsze była obowiązkowa. Chociaż już nie potrafiła nam pomóc manualnie, to dużo radości sprawiało nam, że po prostu była z nami. Razem słuchałyśmy naszych ulubionych audiobooków (Przygód Mikołajka i Misia Paddingtona), a także śpiewałyśmy świąteczne piosenki i pastorałki. „Jest taki dzień” Czerwonych Gitar mogłyśmy śpiewać na okrągło. W takiej atmosferze lepienie uszek i pierogów, przebiegało znacznie sprawniej, do tego było weselej.
Kolędowanie rozpoczynałyśmy zawsze w Wigilię. Janinka bardzo lubiła śpiewać, a do jej ulubionego repertuaru należały kolędy. Podczas kolędowania zdarzało się Janince przysnąć, bo była zmęczona ciężką pracą w kuchni. Ale tak bardzo chciała kolędować, że śpiewem przebijała się przez senne zmęczenie, żeby za chwilę i na chwilę znowu przysnąć. Wraz z pogłębiającą się chorobą Alzheimera Janince stopniowo ulatywały słowa kolęd, ale radość z ich słuchania pozostała do końca życia. Co roku, od Wigilii aż do 2 lutego, codziennie śpiewałam Janince kolędy – osobiście lub przez telefon – to był taki nasz prywatny, rodzinny koncert kolęd. Wystarczyło, że Janinka coś sobie zamruczała, a ja byłam przeszczęśliwa, że tak pięknie reaguje na kolędy i daje mi znak, że wciąż nasze śpiewanie sprawia jej przyjemność. Dzięki Janince doszlifowałam trzecie i czwarte zwrotki tych kolęd, które już znałam, a także nauczyłam się nowych. Dodatkowo podczas wspólnego kolędowania rytmicznie gestykulowałam rękoma Janinki w różnych kierunkach i w różnym tempie, w ten sposób dbałam o dawkę gimnastyki dla Janinki.
Naszym świątecznym rytuałem było odwiedzanie wszystkich szopek bożonarodzeniowych w kłodzkich kościołach. Największe wrażenie robiła, i cały czas robi, szopka w kościele Matki Bożej Różańcowej, przygotowywana, z wielką starannością i precyzją, przez ojców Franciszkanów. Chociaż, z czasem, Janinka już nie potrafiła tego wyrazić słowami, ale czułyśmy i wiedziałyśmy, że było to dla niej ważne – tak samo jak uczestnictwo w świątecznych uroczystościach kościelnych. Żadna zima nie była nam straszna. Płaszcz lub kurtka, stylowa czapka, zakopiańskie rękawice, gruby koc, kilka poduszek i poduszeczek żeby Janince było ciepło i wygodnie – tak przygotowane, przebijałyśmy się wózkiem inwalidzkim przez zaśnieżone chodniki, żeby dotrzeć z Janinką do kościoła lub wybrać się na dłuższy świąteczny spacer.


W tym roku – po raz czwarty – będziemy przeżywać Święta Bożego Narodzenia bez fizycznej obecności Janinki. Ale na pewno nie zabraknie jej w naszej modlitwie, wspomnieniach i duchowej łączności. Janinka – całym swoim życiem – sprawiła, że była dla nas ważna i tak już pozostanie. W ten świąteczny czas symbolicznie zapraszamy do stołu, też innych najbliższych członków rodziny, którzy już odeszli, bo oni żyją dotąd, dopóki żyje pamięć o nich.
Pamiętamy też o naszej sąsiadce Pani Mariannie, przyjaciółce Janinki, która przez 15 lat była naszym świątecznym gościem. Po śmierci męża, zapraszałyśmy Panią Mariannę na wspólne świętowanie i przeżywanie Świąt Bożego Narodzenia. Dzięki Pani Mariannie, miejsce przy stole dla zbłąkanego wędrowca, zawsze było zajęte.
Konkluzja
Cieszę się z tego, że Święta Bożego Narodzenia są. Ważne jest żeby w natłoku pracy i obowiązków mieć taką świadomość i refleksję. Dla mnie Święta, to dużo więcej niż tylko czas wolny, świąteczne potrawy i prezenty. Chociaż ten aspekt też doceniam. Dla osób wierzących, to jest ważne święto – Święto Bożego Narodzenia. Narodził się Człowiek – Bóg, który zstąpił z nieba na ziemię, żeby zbawić ludzki ród. Stajenka, żłóbek, sianko, osiołek i wół – to nieprzypadkowy wybór, to jest ten kontrast i kontekst, który bardzo czytelnie pokazuje co, w te Święta i nie tylko, jest najważniejsze.
Wraz z upływającym czasem, zauważyłam, doświadczyłam i doceniłam, że dobra materialne nie są ważne, liczy się nasze wnętrze, duchowe przeżywanie, obudzenie w sobie pozytywnych emocji i cieszenie się tą chwilą. Jestem mojej mamie Janince szczególnie wdzięczna, że swoim przykładem, nauczyła mnie przeżywać te Święta głębiej i pełniej. Choroba Janinki, to był ten właściwy punkt odniesienia, który pokazał mi, co tak naprawdę w życiu jest ważne. A ważne jest nasze zdrowie, a jeśli przyjdzie choroba, to ważne jest: rodzinne zjednoczenie sił, ofiarowany czas, pokłady cierpliwości i wyrozumiałości i empatii – dla dobra chorego.
Choroba Janinki, systematycznie, coś ważnego jej odbierała, a to nauczyło mnie cieszyć się z:
- każdego kroku, który Janinka zrobiła – zanim przestała chodzić,
 - każdego wypowiedzianego słowa – zanim Janinka przestała mówić,
 - każdego zjedzonego z apetytem posiłku – zanim Janinka przestała jeść samodzielnie.
 
Na szczęście, do końca życia, pozostał uśmiech Janinki – szerzy, serdeczny, zaraźliwy i sprawiający czystą radość.

ZDROWYCH, ZDROWYCH i jeszcze raz ZDROWYCH Świąt Bożego Narodzenia, bo jeśli będą zdrowe, to będą też wesołe!
22.12.2023r.